słuchaj dzieweczko ona nie słucha broniewski
Przez pierwsze dwie strofy nie mamy ujawnionego ani odkrytego podmiotu lirycznego. Mamy natomiast jego bezpośredni zwrot to młodej pięknej dziewczyny o imieniu Karusia. Tu cytat: "Słuchaj, dzieweczko! - Ona nie słucha-.."
Były wianki, rycerze, Świtezianka i mąż w lilijach. Nie brakowało też chętnych do czytania i słuchania: "Słuchaj dzieweczko, ona nie słucha", "Tato nie wraca. ranki i wieczory", "Zbrodnia to niesłychana" czy "Jedzą, piją, lulki palą. Tańce, hulanka, swawola".
Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha To dzień biały, to miasteczko” Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha. Po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko. Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku. (Uciekaj, uciekaj Ryfka!). „Mama pod gruzami, tata w Majdanku” Roześmiała się, zakręciła się, znikła.
— Ona nie słucha. — To jak martwa opoka. Nie zwróci w stronę oka, To strzela wkoło oczyma, To się łzami zaleje, Coś niby chwyta, coś niby trzyma, Rozpłacze się i zaśmieje. — „Tyżeś to w nocy? to ty Jasieńku! Ach! i po śmierci kocha! Tutaj, tutaj, pomaleńku, Czasem. usłyszy macocha!… Niech sobie słyszy… już nie ma
Kto z mojego pokolenia nie zna na pamieć choć fragmentu jednego z utworów Mickiewicza? Chyba niewielu. Współcześni uczniowie też deklamują utwory mistrza m.in. fragmenty "Pana Tadeusza". Tak było, jest i niech będzie, bo Mickiewicz to wybitny poeta.. Dlatego pokazywać taką książkę to ogromna przyjemność.
nonton film korea a man and a woman. Broniewski - poeta buntu i przeżyć osobistychWładysław Broniewski - ten poeta-żołnierz, legionista Piłsudskiego, przeszedł po I wojnie ¶wiatowej tę sam± mniej więcej drogę co bohater "Przedwio¶nia" Żeromskiego - Cezary Baryka. Stał się płomiennym bardem rewolucji, a w poczuciu solidarno¶ci z pokrzywdzonymi, rozczarowania Polsk± niepodległ± - krajem społecznych kontrastów, zwrócił się w stronę ideologii komunistycznej. Wychowany na patriotycznej poezji epoki romantyzmu, był też typowym romantykiem z ducha: ulubiona jego figura poetycka to - jak u Żeromskiego - bohater walcz±cy samotnie z otaczaj±cym ¶wiatem: Waryński, anarchista Bakunin czy tragiczny poeta francuski Artur Rimbaud. Choć było to nie w smak komunistom polskim, tolerowali go jednak ze względu na znaczenie jego liryki dla rozwoju idei rewolucyjnych. Sam poeta nigdy nie należał do KPP, nie był zbyt skłonny do partyjnej dyscypliny. Nigdy nie zniknęła w nim dwoisto¶ć: współistnienie zapału rewolucjonisty i żarliwego, polskiego patriotyzmu oraz dumy żołnierskiej wyniesionej z legionów. Był żywym zaprzeczeniem wyobrażeń o komuni¶cie - sowieckim agencie, stereotypie funkcjonuj±cym w Polsce międzywojennej. W kwietniu 1939 roku powstał słynny wiersz "Bagnet na broń" - patriotyczne wezwanie do walki ze zbliżaj±cym się najazdem hitlerowskim. Tak płomiennych strof bojowych nie napisał wówczas żaden polski poeta. Nie wiedział jednak, że w tym samym czasie Stalin nawi±zywał już nici współpracy z Rzesz± Niemieck±. Po klęsce wrze¶niowej przebywaj±cy we Lwowie poeta napisał wiersz "Żołnierz polski" odnosz±cy się do wydarzeń wrze¶niowych, a równocze¶nie swoje lewicowe pogl±dy wyłożył w utworze "Syn podbitego narodu", gdzie pisał: "żeby z gruzów Warszawy rósł żelbetonem socjalizm", a "hejnał mariacki szumiał czerwonym sztandarem". Padło tam również wezwanie do Białorusi i Ukrainy, by dały na drogę poecie swój "sierp i młot niepodległy". Ta patriotyczna manifestacja skłoniła NKWD do aresztowania Broniewskiego. Poeta przesiedział w więzieniu sowieckim blisko dwa lata, on płomienny komunista, którego "burżuazyjna" Polska więziła tylko dwa miesi±ce (po zamknięciu "Miesięcznika Literackiego"). Czę¶ć jego więziennych zapisków ukazała się w PRL-u dopiero po 56 roku (w tomiku "Wierszy zebranych" - "Listy z więzienia", "Zamieć"), a i tak większo¶ć z nich, ze względu na niecenzuralne wówczas tre¶ci nie mogła zostać wydrukowana w Polsce. Wydał je Instytut Literacki w Paryżu po ¶mierci Broniewskiego. W zbiorku znalazły się między innymi popularna w czasie okupacji "Droga", w której wymieniał autor Wilno i Lwów, a także "Tułacza armia", obraz gehenny polskich więĽniów i zesłańców w ZSRR, kre¶lony już po wyj¶ciu z armi± gen. Andersa: "Dobrze jest, że nas nie ma tam, gdzie zima, Kołyma, gdzie Workuty, Irkucki, Tobolski, że przez Morze Kaspijskie i przez piaski libijskie wędrujemy pro¶ciutko do Polski." Po wyj¶ciu z więzienia wst±pił do armii polskiej i przebył z ni± szlak z Uzbekistanu aż do Jerozolimy. Tam już jako pracownik czasopisma "Droga" spotkał się między innymi z Gustawem Herlingiem Grudzińskim, który po¶więcił mu wkrótce potem szkic "Powrót Cezarego Baryki". U boku Polskiej Armii powstało kilka wierszy po¶więconych żołnierzom-tułaczom: "Co mi tam troski", "Monte Cassino", "Wszystko nam jedno, żołnierzom". W wierszu "Homo sapiens" mowa jest o Katyniu ("grób smoleński"). Zatrzymywanie przez cenzurę wielu wierszy Broniewskiego deformowało jego obraz w ¶wiadomo¶ci czytelników. Wystarczyło jednak sięgn±ć do czę¶ci z tych utworów, które ukazały się w kraju, by odczytać chociażby wyj±tkowo piękny manifest humanizmu, wiary w to, że tyrani przemijaj± ("Grób Tamerlana"). W wierszu "Do poezji" znalazła się strofa, w której poeta okre¶lił może najlapidarniej swoja ówczesn± sytuację: "Życie moje podobne lustru w którym zły przegl±da się los: każde prawo i każdy ustrój w całopalny rzuca mnie stos."W tomiku "Drzewo rozpaczaj±ce" wyraża poeta swoj± tęsknotę do kraju, niepokój o najbliższych. Żona, któr± pozostawił w Polsce znalazła się w O¶więcimiu, a poeta otrzymał fałszyw± informację o jej ¶mierci. W rzeczywisto¶ci Maria Zarębińska umarła kilka lat po wojnie w szwajcarskim uzdrowisku. Broniewski po¶więcił jej szereg wierszy: "Do umarłej", "Opowiadania o¶więcimskie", "Fiołek alpejski", "Obr±czka".Poeta ł±czył się również w swojej twórczo¶ci z losami prze¶ladowanych Żydów. Powstały takie wiersze jak "Ballady i romanse", będ±cy wyraĽnym odwołaniem do twórczo¶ci Mickiewicza. Tu także, tak jak w "Romantyczno¶ci", przekroczone zostały granice poznania rozumowego. Poeta chce odbiorcy u¶wiadomić bezmiar tragedii Narodu Żydowskiego poprzez odwołanie się do uczuć. Obraz obł±kanej żydowskiej dziewczynki zabitej przez hitlerowców i przywołanie słów "Słuchaj, dzieweczko!… Ona nie słucha…" nabiera szczególnej wymowy, sugeruje, że odpowiednikiem miłosnego dramatu Mickiewiczowskiego wiersza jest we współczesnej epoce dramat tragicznie spotęgowany, zbiorowy dramat ¶mierci. W czasie wojny pojawiły się w twórczo¶ci Broniewskiego także wiersze o zdecydowanie lżejszej tonacji, szkicowe impresje, nie pozbawione lirycznego humoru, który jest to jednak jakby u¶miechem przez łzy. Ten styl otwartego, wci±ż kontynuowanego notatnika lirycznego ("Drzewo rozpaczaj±ce"), będzie charakterystyczne dla jego powojennej twórczo¶ci, gdzie pewne zwroty, motywy, obrazy systematycznie powtarzaj± się. Po wojnie poeta mimo swoich gorzkich do¶wiadczeń w ZSRR zdecydował się na powrót do Polski. Z tego okresu pochodz± między innymi takie utwory jak: "Pięćdziesięciu" - hołd złożony bojownikom PPR straconym przez hitlerowców w 1942 roku; "Moja biblioteka" - spojrzenie na własn± drogę rewolucyjn± zawieraj±ce nawi±zania do "Konrada Wallenroda". S± jednak również utwory stanowi±ce wezwanie do wzmożonej pracy lub opiewaj±ce obudowę kraju ("Zabrze", "Most Poniatowskiego"). Tu niestety dotarł powojenny Broniewski do granicy, której przekroczenie kładło cień na jego twórczo¶ć. Na siedemdziesi±t± rocznicę urodzin Stalina napisał poemat "Słowo o Stalinie". Utwór przedrukowywany był aż do XX zjazdu KPZR, po którym nie tylko stracił na aktualno¶ci, ale stał się wręcz niecenzuralny. Było to wielkim ciosem dla twórcy, gdyż uważał swój poemat, nie bez racji, za udany artystycznie i pełen siły wyrazu, rodzaj syntezy epoki. Wkrótce też, mniej więcej od 1951 roku, od czasu ukazania się tomiku "Nadzieja" porzucił całkowicie t± tematykę. Autor skierował się w stronę nurtu lirycznego, który można by okre¶lić jako "powrót do własnych Ľródeł", do tradycji. Tak± syntez± wspomnień z dzieciństwa oraz wszystkiego co stanowiło wyraz uczuć patriotycznych, rozkochania w ojczystym pejzażu, sztuce, były dwa cykle wierszy: "Mazowsze" (1951) i niedokończony cykl "Wisła" będ±cy szkicem scenariuszu do filmu, który planował poeta nakręcić wraz z córk±. Planów tych nie udało się zrealizować ze względu na dramatyczne wydarzenie w życiu poety - tragiczn± ¶mierć córki Anki. Broniewski przeżył j± bardzo głęboko, a swoj± bole¶ć po stracie ukochanego dziecka wyraził w tomiku przejmuj±cych liryków pod tytułem "Anka" (1956). Ostatnie lata życia poety przynosz± w jego liryce tendencje do zastępowania zwartej, stroficznej budowy przez konstrukcje luĽniejszego, rozbudowanego obrazu, z powtarzaj±cymi się symbolicznymi motywami, strzaskana kolumna - symbol Warszawy. Poeta przywołuje obrazy symbolizuj±ce jego pragnienie zespolenia się z ziemi± ojczyst± (stary płocki d±b, pos±g ¦wiatowida utopiony w Wi¶le). Poeta tworzy esencje czystego liryzmu, redukuje warstwę opisow±, powraca do koncepcji romantycznych i tragicznych (wiersze "Cisza", "Ociemniały"). Władysław Broniewski zmarł 10 lutego 1962 roku. Wraz z nim odeszła definitywnie do grobu jedna z ongi¶ żywych i przejmuj±cych tonacji liryki polskiej w wieku XX, tzw. Nurt liryki rewolucyjnej. Nikt nie reprezentował go piękniej od Broniewskiego. Ale też chyba nikt nie został równie gorzko ukarany przez los za swoj± czyst±, choć czasem naiwn±, rewolucyjn± wiarę.
Pisałam kiedyś szerzej o poezji Władysława Broniewskiego i o nim samym . Dziś do niego powracam.... za mało jego poezji w moim blogu. Za bardzo i za długo tkwią we mnie uprzedzenia z czasach PRL-u, gdy władze wykorzystywały jego twórczość do celów propagandowych i głównie ta część jego poezji, która była pisana na tzw. zamówienie społeczne była najbardziej znana mojemu Kolberger, często recytował jego wiersze w audycjach radiowych „ Lata z radiem” i zaliczał go do swoich ulubionych poetów. Dostrzegał piękno liryk poety .... często bardzo refleksyjnych... dużo w nich rozmyślań o nieuchronności przemijania, ludzkiego i własnego cierpienia, ucieczki w marzenia i wspomnienia.„Przypływ”- jeden z wielu wierszy Władysława Broniewskiego recytowanych przez Krzysztofa Kolbergera w „Lecie z radiem”.W morze spienione, w szumiące morze gwiazdy spadały i nikły. Oto ci serce dzisiaj otworzę - To przypływ, miła, to przypływ! Nocy tej księżyc poszedł na przełaj przez srebrne wody Śródziemne, fala do brzegu szła i ginęła, jak giną słowa daremne, fala ginęła, fala wracała, jak miłość, której nie trzeba, i obojętna gwiazda spadała z obojętnego nieba. Miłość konała, jak na gruźlicę konają piękni i młodzi, i w konającej patrzałem lice z rozpaczą, że już sercu: "Milcz o miłości, serce uparte i dumne" - a miłość rosła we mnie jak kościół, dokąd wniesiono już trumnę. Słowa miłości, słowa rozpaczy zdławiła noc głuchoniema. Kochać - to znaczy: dotknąć, zobaczyć, a ciebie nie ma... nie ma... Nocy tej przypływ bił o wybrzeże zagniewanymi falami. Byliśmy prości, byliśmy szczerzy, byliśmy smutni i sami. I słów nie było. I niepojęta tkliwość złączyła nam dłonie... Ja nie pamiętam, nie chcę pamiętać, że miłość była w agonii! Ach! ona świeci blaskiem wspaniałym w gwiazd spadającym hymnie! Gwiazdy - to mało, morze - to mało, jeżeli miłość jest przy mnie, bo wtedy mogę ująć w ramiona świat od miłości mej szerszy falą wezbraną, falą szaloną nie napisanych wierszy... Miła, ja płaczę... Gwiezdny alkohol ma posmak cierpki i przykry. Fala powraca szemrząc ci: "Kocham". To przypływ, miła, to przypływ. Przypływ - recytują: Anna Romantowska i Krzysztof Kolberger .„Ballady i romanse" Władysława Broniewskiego to jeden z jego utworów, budzących we mnie wspomnienie czasów okupacyjnych. Byłam dopiero 6 letnim dzieckiem, ale wiedziałam już, że Żydów się morduje, i wyrzuca do getta. Widziałam przez okno jak wywleczono rodzinę żydowską ze sklepiku naprzeciwko i podpalono im mieszkanie. / niestety brali w tym udział najbliżsi sąsiedzi żydowskiego sklepikarza/ Pamiętam codzienne odwiedziny żydowskiej dziewczynki Lodzi w wieku ok. 10 lat pukającej do drzwi mieszkańców naszego domu. Te drzwi zawsze były dla niej otwarte , wszędzie karmiono ją i zaopatrywano w jedzenie na wynos. Być może zanosiła je rodzinie w getcie. Do nas też przychodziła, dostawała od babci obiad i coś jeszcze na później.. Odbywało się to jakby pod nadzorem władzy...... na parterze mieszkał policjant z rodziną, i kilkuletnią córeczką. Tak jak inni oni również pomagali Lodzi…. Po pewnym czasie Lodzia przestała przychodzić . Być może ktoś dopomógł jej w znalezieniu rodziny, która ją przygarnęła. Ale mogło ją spotkać to najgorsze… Nigdy się tego nie dowiem…. Mam tylko nadzieję, że jak w pięknym wierszu Gałczyńskiego „Dziecko żydowskie” - (… ) Dzisiaj jest dobrze, prawda, moje dziecko? Kwiaty znów pachną. Gwiazdy znów migocą.(...) Maria Uchytłova CzechyBallady i romanse „Słuchaj dzieweczko! Ona nie słucha... To dzień biały, to miasteczko..." Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha, po gruzach biega naga, ruda Ryfka, trzynastoletnie dziecko. Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku. (Uciekaj, uciekaj Ryfka!) "Mama pod gruzami, tata w Majdanku..." Roześmiała się, zakręciła się, znikła. I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa: "Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa..." Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami: "Ja zaniosę tacie i mamie." Przejeżdżał chłop, rzucił grosik, przejeżdżała baba, też dała cosik, przejeżdżało dużo, dużo luda, każdy się dziwił, że goła i ruda. I przejeżdżał bolejący Pan Jezus, SS-mani go wiedli na męki, postawili ich oboje pod miedzą, potem wzięli karabiny do ręki. "Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden, za koronę cierniową, za te włosy rude, za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni, obojeście umrzeć powinni."I ozwało się Alleluja w Galilei,i oboje anieleli po kolei,potem salwa rozległa się głucha..."Słuchaj, dzieweczko!...Ona nie słucha.. "Kończę optymistycznym wierszem Władysława Broniewskiego.... posłuchajmy poety powtarzając za nim - " że to życie coś warte" Gulbinowicz*** (Jak to przyjemnie...) Jak to przyjemnie otworzyć oczy i zobaczyć - ba! cóż? - świat ten, i tak pięknie go radością otoczyć, i objąć światłem. Radość? Światło? No, a zgryzoty, gdy przymkniesz oczy? Żużlem burym wyda się złoto, mrok cię otoczy. Miejże oczy aż do spalenia jasno otwarte: na radość życia, radość tworzenia i że to życie coś warte.
Dzisiaj opowiem Wam, dlaczego nigdy nie korzystałam – i korzystać nie zamierzam – z żadnych serwisów randkowych. Nauczyło mnie tego pewne doświadczenie. Historyjka będzie krótka. Dawno, dawno temu, kiedy brontozaury przemierzały mazowiecki płaskowyż, zażerając się peerelowską watą cukrową i popijając to wodą z saturatora – ja i mój ówczesny chłopak (19 l.) postanowiliśmy Zrobić Coś Dla Beki. Wyrażenia tego jeszcze wówczas nie znano (a lampy były na naftę, mind you) jednakże taki właśnie szczytny przyświecał nam cel. Oraz ciekawość. Zgłębiając wspólnie otchłanie młodego jeszcze internetu (takie z nas były nerdy) natrafiliśmy na serwis towarzyski. Randkowy, znaczy. Aczkolwiek większość posiadających tam profile użytkowników sprawiała wrażenie, jakby była gotowa przeskoczyć tę uciążliwą część z randkowaniem i przejść do sedna.* Po obejrzeniu kilkunastu ofert, gdzie rolę fotki profilowej pełniło nieostre ujęcie czyjegoś prącia we wzwodzie oraz takich, których autorzy kreatywnie i malowniczo brali się za bary z obowiązującą ortografią, mnie oraz ówczesnemu puściły zawory i zaczęliśmy się śmiać. Histerycznie. – Słuchaj – powiedział ówczesny, ocierając ślozy – myślisz, że oni potrafią czytać ze zrozumieniem? – Nie – odparłam. – Za czytanie ze zrozumieniem odpowiedzialne są wyższe funkcje mózgowe. „Moja Khrum, moja ruchać twoja, szybko-szybko” może do tego nie wystarczyć. Ale nie zaszkodzi się upewnić. Tak powstał Projekt Inezka. Wszystkich, którzy tego odległego czasu mieli do czynienia z Inezką i wysłali jej kulturalny w tonie, językowo poprawny, Pozbawiony Załączników** list niniejszym bardzo serdecznie przepraszam. Niemniej, sami jesteście sobie winni. Inezka nie miała ciała, nigdy nie istniała naprawdę. Była internetowym duchem, zwodniczym mitem utkanym ze złudzeń. „Tak, nie istnieję. Co oznacza, że nigdy nie zobaczysz moich cycków. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.„ Daliśmy jej powierzchowność jednej z licznych russian brides. Anonimowa i zapewne po wielokroć znieprawiana nieautoryzowanym użyciem fotografia dziewczęcia w wieku jak by to określił mistrz Sapkowski – łożnicowym. Bujny lok, słowiańska kość jarzmowa, kocie spojrzenie spod oka. Studniówkowa tafta ciasno opinająca wąziutki tors. Marzenie pedofila. Daliśmy jej osobowość od sztancy, przewidywalną, pozbawioną meandrów, najprzeciętniejszą w świecie. Coś pomiędzy znudzoną pensjonarką rysującą serduszka na paznokciach a panią Jolą z osiedlowego warzywniaka. Osobiście wypełniłam ten profil – i nie zawahałam się ostro go pokropić cukrowaną logoreą tudzież zdrobnieniami, znamionującymi umysłową mieliznę. Oraz nade wszystko nieuzasadnionym, za to zaznaczanym co i rusz, z fochem i przytupem wysokim poczuciem własnej wartości. Jeśli dobrze pomnę, wśród ulubionych lektur panny widniało Coelho, zaś za najbardziej inspirujący film uznała bodajże „The Craft.” Zainteresowania: ciuchy, manikiur, karaoke. Na samym froncie, w rubryce nazwanej bodajże „poszukuję” Inezka rąbnęła następujący tekst (pisownia poniżej mniej więcej taka, jak ją zapamiętałam): „FACECI SĄ BEZNADZIEJNI!!!11 Chętnie spróbuję z dziewczyną. SZUKAM DZIEWCZYNY. <3 <3 ^^” Zamieściliśmy ofertę Inezki na kilku najprężniej działających portalach randkowych. Konia z tureckim rzędem temu, kto zgadnie, co nastąpiło. Zgłosiły się tuziny facetów. Ale jakich! Był mhroczny młodzieniec, długowłosy, brodaty i przyodziany w koszulkę z nadrukiem Morbid Angel, który przysłał naszej laleczce cytat z Dantego. (Cytat leciał tak: „Przeze mnie droga w miasto utrapienia więc mniemam, iż pochodził prosto z bryka.) Tudzież swoje zdjęcie, uwieczniające moment, gdy nonszalancko kopci szluga na parkowej ławce. Był nieśmiały, który swe oszczędne w słowach wynurzenia ubarwił tzw. późną fotką z wesela. Wiecie, wymięty, plamy potu pod pachami, rozjechany wzrok, zaś w ramionach niewiasta, wyższa odeń o głowę. Zaznaczył przy tym: „Ta kobieta z kturą tańcze na tym zdjęciu to jest moja siostra. HAHA.” HAHA, indeed. Było liczne grono trolli, pilnie domagających się wiedzieć, czym mianowicie płeć brzydka tak definitywnie naraziła się Inezce. Ton, w jakim formułowali swe żądania, oscylował od pobłażliwie dowcipkującego („Ahahahahah, ubawiłaś mnie dziewczyno DOBRE! A teraz pokash cycki”) poprzez pasywno-agresywny („Wysłałbym ci swoją fotę, ale założę się, że jesteś zryta jak orne pole i nikt cię nie chce”) poprzez hm, urojeniowo optymistyczny („Pierdolisz, raz bym cie porzondnie zerżnoł i by ci się odechciało tego całego lezbijstwa”) aż po… jak to nazwać? Pieniaczo-posłanniczy***? Przyszedł długi, gniewny w tonie list, napisany poprawną polszczyzną – być może dlatego dałam się wkręcić i doczytałam go do końca – traktujący o tym, jak to bezmyślne okrutne kobiety NIE DAJĄ SZANSY porządnym, inteligentnym, WRAŻLIWYM mężczyznom co to zwyczajnie chcieliby sobie ZARUCHAĆ i jak tak można i do czego to prowadzi? List ów Inezka naturalnie zbyła milczeniem. Rychło przyszedł drugi, jeszcze bardziej zaangażowany oraz zauważalnie dłuższy. Po trzeciej epistole uznaliśmy z ówczesnym za stosowne odpowiedzieć w te słowa: „Nie umiesz czytać buraku? Napisałam: szukam dziewczyny. Ciebie na pewno nie szukam. Więc się zefasuj.” Na co rozmówca, wyraźnie ucieszony, zareagował następująco: „Ha, a jednak napisałaś do mnie! WIDZISZ JEST DLA NAS SZANSA!” Po czym następowała zawiła elukubracja na znanych już motywach, z wyraźnym podkreśleniem zalet piszącego (porządny, inteligentny, WRAŻLIWY i tak dalej.) Nie wiem, czy tam było coś o zaruchaniu gdyż nie doczytałam do końca, wymówiwszy się ówczesnemu bólem głowy. O tych wszystkich dżentelmenach, co przysłali jedno lub dwa słowa tytułem nawiązania znajomości („Cze. Zainteresowana?) oraz okrasili ofertę podobizną swego prącia we wzwodzie (albo nawet bez) wspominać szerzej nie będę, bo zaprawdę nie warto. W ciągu trzech miesięcy swojego istnienia na portalach Inezka otrzymała kilkaset wiadomości od mężczyzn (lub od mieniących się takowymi) i 2 (słownie: dwie) wiadomości od kobiet. Żadna z tych kobiet nie uraczyła nas fotką swoich genitaliów. Zyskałam wówczas bezcenną wiedzę, którą odtąd noszę na moim naiwnym, kochliwym, skłonnym do nagłych wzruszeń sercu niczym pancerz upleciony z pokrzyw. Streszcza się ona do twierdzenia: Kobieto, nawet jeśli wiesz, czego chcesz, to nie wiesz. Natomiast wiedzą to za Ciebie porządni, inteligentni, wrażliwi mężczyźni, zwyczajnie chcący sobie zaruchać. Dziękuję za uwagę. * do wkładania swoich narządów płciowych w cudze narządy płciowe. ** zdjęcie prącia we wzwodzie. *** wybaczcie, że zawłaszczam terminologię stosowaną do opisu poważnych chorób psychicznych, ale szczególnie mi tu ona pasuje.
Danuta Stankiewicz | Length : 03:34 Writer: Władysław BroniewskiComposer: Aleksander Nowacki Lyrics „Słuchaj dzieweczko ona nie słucha To dzień biały to miasteczko" Nie ma miasteczka nie ma żywego ducha Po gruzach biega naga ruda Ryfka trzynastoletnie dziecko Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku Uciekaj uciekaj Ryfka „Mama pod gruzami tata w Majdanku" Roześmiała się zakręciła się znikła I przejeżdżał znajomy dobry łyk z Lubartowa „Masz Ryfka bułkę żebyś była zdrowa" Wzięła ugryzła zaświeciła zębami „Ja zaniosę tacie i mamie" Przejeżdżał chłop rzucił grosik Przejeżdżała baba też dała cosik Przejeżdżało dużo dużo luda Każdy się dziwił że goła i ruda I przejeżdżał bolejący Pan Jezus SS mani go wiedli na męki Postawili ich oboje pod miedzą Potem wzięli karabiny do ręki „Słuchaj Jezu słuchaj Ryfka Sie Juden Za koronę cierniową za te włosy rude Za to żeście nadzy za to żeśmy winni Obojeście umrzeć powinni" I ozwało się Alleluja w Galilei I oboje anieleli po kolei Potem salwa rozległa się głucha „Słuchaj dzieweczko ona nie słucha"
Zanim się serce rozełka -czemu? -a bo ja wiem?- warto zajrzeć do szkiełka w barze \"Pod Zdechłym Psem\". Hulał po mieście listopad, dmuchał w ulice jak w flet, w drzwiach otwartych mnie dopadł, razem do baru wszedł. \"Siadaj, poborco liści, siewco zgryzot wieczornych! Czemuś drzew nie oczyścił? Kiepski z ciebie komornik. Lepiej by z trzecim kompanem... Zresztą - można i bez...\" Ledwiem to rzekł, już stanął trzeci mój kompan: bies. \"Czym to ja się spodziewał pić z takimi jak wy? Pierwszy będzie mi śpiewał, drugi będzie mi wył. Cyk! kompania! Na zdrowie! Pijmy głębokim szkłem. Ja wam dzisiaj o sobie opowiem w barze \"Pod Zdechłym Psem\"...\" I poniosło, poniosło, poniosło na całego, na umór, na ostro. I listopad pijany, i bies, a mnie gardło się ściska od łez. I poniosło, poniosło, poniosło, w sali uda o uda trze fokstrot, wkoło chleją, całują się, wrzeszczą, nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo, przetaczają się falą pijaną, i tak - do białego dnia... Milcząc pijemy pod ścianą diabeł, listopad i ja. \"Diable, bierz moją duszę, jeśli jej jesteś rad, ale przeżyć raz muszę moje czterdzieści lat. Daj w nowym życiu, diable, miłość i śmierć, jak w tem, wiatr burzliwy na żagle, myśl - poza dobrem i złem. Znów będę bił się i kochał, bujnie, wspaniale żył. Radość, a nie alkohol, wlej mi, diable, do żył...\" Diabeł był w meloniku, przekrzywił go: \"Żyłeś dość, to dlatego przy twoim stoliku siedzimy: rozpacz i złość. Głupioś życie roztrwonił. Życie - to jeden haust. Słyszysz, jak kosą dzwoni stara znajoma, Herr Faust? Na diabła mi dusza poety - tak diabeł ze mnie drwi - w wiersześ wylał, niestety, resztki człowieczej krwi...\" Zniknęli czort z listopadem, rozwiali się - gdzie?- bo ja wiem? a ja na podłogę padam w barze \"Pod Zdechłym Psem\". Szumi alkohol i wieczność... Mruczą: \"Zalał się gość...\" A ja: \"Zgódźcie na Drogę Mleczną taksówkę... Ja już mam dość...\"
słuchaj dzieweczko ona nie słucha broniewski